czwartek, 4 grudnia 2014

Epilog

Delikatnie odłożyłam bukiet róż na zimną płytę nagrobkową na której widniało imię i nazwisko Louisa, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Zostałam sama,tysiące myśli w mojej głowie nie pozwalały mi normalnie myśleć, mimo iż od wypadku minął zaledwie jeden dzień ja zdążyłam stęsknić się za nim tak bardzo, każda chwila spędzona bez Lou ciągnie się w nieskończoność, co bardzo mnie męczy. Żałuję jedynie że nie zdążyłam powiedzieć mu jak wiele on dla mnie znaczy, straciłam połowę swojego serca, moją drugą połówkę i nie wiem czy kiedyś ją odzyskam bo ma ją Louis. Kocham tego wariata tak bardzo że chyba nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią, za wiele wspomnień i przeżyć jest z nim związane. 

Ściskam mocno chusteczkę w mojej dłoni a po moim ciele przechodzi niemiły dreszcz spowodowany podmuchem zimnego powietrza. Czułam jego obecność, czułam że stoi za mną i obejmuje mnie pocieszająco ramieniem ale gdy się odwróciłam go nie było, kolejna łezka zakręciła mi się w oku.

-Miałeś być na zawsze.


THE END


_______________________________

TO CHYBA NAJKRÓTSZY EPILOG ŚWIATA ALE JAKI SMUTNY. PISZĄC GO RYCZAŁAM JAK GŁUPIA I NIE MOGŁAM SIĘ OGARNĄĆ. TO PIERWSZE MOJE LEPSZE FF I MAM WRAŻENIE ŻE JAK ZACZĘŁAM JE PISAĆ TO DOBRZE WSZYSTKIEGO NIE PRZEMYŚLAŁAM, ALE JUŻ TRUDNO. TAK BARDZO ZŻYŁAM SIĘ Z TYM OPOWIADANIEM ŻE TO GŁOWA MAŁA, NIE CHCIAŁAM TERAZ KOŃCZYĆ ALE PRZECIEŻ NIE BĘDĘ CIĄGNĘŁA TEGO OPOWIADANIA W NIESKOŃCZONOŚĆ BO TO Z CZASEM ZROBIŁOBY SIĘ JUŻ NUDNE. TO ROZSTANIE PRZEŻYWAM NAPRAWDĘ STRASZNIE. CHCIAŁAM WAM PRZEDE WSZYSTKIM PODZIĘKOWAĆ ZA TO ŻE BYLIŚCIE TU AŻ DO KOŃCA. JEDNI ODESZLI A NIEKTÓRZY DOTRWALI DO TEGO MOMENTU I WŁAŚNIE TYM OSOBOM CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ NAJBARDZIEJ BO TO WY MOTYWOWALIŚCIE MNIE DO TEGO ABYM PISAŁA DALEJ. 
ZASTANAWIAŁAM SIĘ I TO JUŻ NIE RAZ CZY BY NIE ZROBIĆ DRUGIEJ CZĘŚCI ALE PRZY TAKIM ZAKOŃCZENIU WĄTPIĘ CZY BYŁABY ONA CIEKAWA, TAK BEZ LOUIS'A. DLATEGO JUŻ WIECIE CZEMU NIE MOGŁABYM TEGO DALEJ PISAĆ.
PROSIŁABYM ŻEBY KAŻDY KTO CZYTAŁ TO FF ZOSTAWIŁ PO SOBIE ŚLAD W KOMENTARZU, NAWET JEŚLI PRĘDZEJ TEGO TU NIE ROBIŁEŚ ZRÓB WYJĄTEK BO CHCIAŁABYM ZOBACZYĆ ILE TAK NAPRAWDĘ WAS TU JEST.
BLOGA NIE BĘDĘ USUWAĆ WIĘC KAŻDY BĘDZIE MÓGŁ WEJŚĆ I PRZECZYTAĆ TO WSZYSTKO JESZCZE RAZ LUB PO PRAZ PIERWSZY. A TAK WRACAJĄC DO DRUGIEJ CZĘŚCI MOGŁABY ONA POLEGAĆ NA TYM ŻE WSZYSTKO TO CO SIĘ TU WYDARZYŁO BYŁOBY Z PERSPEKTYWY LOUISA ALE JAKOŚ NIE JESTEM DO TEGO ZBYTNIO PRZEKONANA. JESZCZE ZOBACZĘ I CHCIAŁABYM USŁYSZEĆ WASZĄ OPINIĘ NA TEN TEMAT.
KOCHAM WAS PAMIĘTAJCIE O TYM, JAK CHCECIE TO ZAGLĄDAJCIE TU BO ZAWSZE MOGĘ DODAĆ JAKĄŚ NOTKĘ I Z GÓRY MÓWIĘ ŻE SAMA BĘDĘ TU WPADAĆ WIĘC JAK KTOŚ ZOSTAWI KOMENTARZ DŁUGO PO DODANIU TEGO POSTA MOŻE BYĆ PEWNY ŻE GO PRZECZYTAM.
TO MOJE POZOSTAŁE BLOGI ALE NIE WIEM CZY BĘDĘ JE DALEJ PISAĆ, BOJĘ SIĘ ŻE NAOBIECUJE WAM NIE WIADOMO CZEGO A POTEM TO WSZYSTKO TAK PO PROSTU ZOSTAWIĘ. JAKBYM SIĘ JUŻ ZDECYDOWAŁA NA PEWNO WAS O TYM POINFORMUJE.



A WIĘC TO KONIEC MY IMMORTAL.

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 30

Gdy wysiadłam ujrzałam wielki tłum ludzi, wszyscy powoli wchodzili do środka, pijani i ci mniej. Okropne miejsce nic dziwnego że Louis zabronił mi tu przychodzić. To był pierwszy jego wyścig który mogłam oglądać. Jeszcze się nie zaczął a już pchałam się na sam początek tłumu żeby wszystko lepiej widzieć. Tak cholernie się o niego bałam. Nie darowałabym sobie gdyby coś mu się stało. Szybko ugryzłam się w język, a gdy to zrobiłam usłyszałam głośny syk syreny. Chciałam zatkać sobie uszy dłońmi jednak było to niemożliwe przez tłok panujący w tłumie tych ludzi. Od toru dzieliła mnie jedynie cienka krata o którą bezwładnie oparłam głowę. Gdy łomot ucichł wszyscy zmilkli by za chwilę znowu wybuchnąć wrzaskiem a do mnie dotarło co się właśnie stało. Czterech zawodników wjechało na linię startu, przyłożyłam dłonie do kraty przyglądając się motocyklistom. Jeden czarny drugi biały jeszcze inny czerwony i niebieski. Mężczyźni na moment zdjęli kaski ale ten moment wystarczył bym dowiedziała się że Lou to ten w czarnym kombinezonie. Zacisnęłam dłonie mocno wokół krat podciągając cicho nosem. Jeszcze się nie zaczęło a ty Jenna już płaczesz. Znowu usłyszałam ten głos w mojej głowie co nie poprawiło mi humoru. Lepiej wynoś się z mojej głowy puki cię przez nawias nie przełożyłam ty ilorazie nieparzysty. Po tej krótkiej rozmowie mojej i mojej światła zaczęły się zmieniać a ludzie odliczali. 3...2...1...GO!
Dobrze zbudowany mężczyzna machnął flagą a czterej motocykliści ruszyli jak błyskawice zostawiając za sobą dym pisaku. Bacznie obserwowałam poczynania Lou i tych pozostałych typków których już zdążyłam znienawidzić. Pierwsze kółko, drugie kółko okej Jenna zostało jeszcze kilka. 

Gdy w jednej chwili  motor Lou zaczął się chwiać  a on sam stracił panowanie nad kierownicą widziałam już tylko dym, ogień i głośny huk, który spowodował że wszyscy wokół mnie zmilkli a ja tylko zrobiłam krok bliżej kraty, to ostatni raz kiedy go widziałam. Stałam tam jak słup soli z już mokrymi od łez oczami, a jedyne co z siebie wydobyłam to jego imię, Louis.

___________________________________

Nie było 20 komentarzy ale stwierdziłam że 19 to i tak dużo więc to dodałam.
Jezu smutno mi, nawet nie wiecie jak płakałam pisząc to!

 Prosiłabym jedynie żeby każdy przeczytał notkę pod epilogiem, na pewno będzie ona długa ale w końcu to koniec... :''(

20 KOMENTARZY = EPILOG